Życie rekrutacyjnego nomady

Niedawno pisałam o fenomenie nielimitowanego urlopu i pracowakacji oferowanych przez niektórych pracodawców. A co jeśli chcemy czegoś więcej od życia niż dwa tygodnie urlopu i etat, ale nie do końca jesteśmy zdecydowani zerwać z naszą dotychczasową karierą? Niekiedy rozwiązaniem jest cyfrowy nomadyzm.
Jeśli myślimy o typowym przedstawicielu grupy ludzi podążających ścieżką współczesnego koczownika, zazwyczaj przychodzą nam na myśl programiści, graficy czy też osoby zajmujące się social mediami pracujące zdalnie z różnych zakątków globu.
Mój rozmówca prowadzi swój biznes rekrutacyjny. Najpierw, zatrudniony przez kilka lat na etacie, doświadczenie zdobywał w różnych częściach Europy, a od ponad roku podróżuje i pracuje w Azji.
Poznajcie historię Artura.
Picture
Zdjęcia z prywatnych zbiorów Artura Kosa.



Ministry of Talent: Jak rozpoczęła się Twoja przygoda?
Artur Kos: Dosyć nieoczekiwanie. Z jednej strony ostatnie dziesięć lat spędziłem rekrutując dla mniejszych i większych firm w Dublinie, Barcelonie i Berlinie, z drugiej strony termin digital nomad usłyszałem dopiero rok temu. Już wtedy jednak pracowałem zdalnie.
Postanowiłem odejść od ówczesnego pracodawcy i dać sobie czas na poznawanie Indii. Jakoś tak się złożyło, że tuż przed wyjazdem skontaktował się ze mną znajomy CTO i poprosił o pomoc. Mimo, że internet w Indiach bywa nieprzewidywalny, podjąłem się zlecenia. Szczęśliwie udało mi się dokończyć projekt i wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że praca jako freelancer to właśnie coś dla mnie. Po czterech miesiącach w Azji wróciłem do Berlina i oficjalnie wystartowałem jako The Blackbird [red. nazwa firmy Artura].
MT: Jak zdefiniowałbyś swój obecny styl życia?
AK: Współczesny nomadyzm to dla mnie możliwość pracy z dowolnego miejsca na ziemi. To pewien rodzaj wolności wyboru, choć równocześnie dla wielu może okazać się pułapką. Ten styl życia nie tylko poszerza horyzonty, ale również wzbogaca kontakty biznesowe. Sam jednak nie lubię używać tego terminu w odniesieniu do siebie.
MT: Największe plusy i minusy tego stylu życia i pracy?
AK: To co cenię najbardziej to możliwość wyboru miejsca pracy. Z perspektywy pracy, to doświadczenie nauczyło mnie profesjonalizmu i dyscypliny. Największym minusem jest jednak tymczasowość relacji z innymi. Nie jesteśmy samotną wyspą i czasem brakuje przyjaciół, rodziny, miejsc w których czujemy się bezpiecznie.
MT: Co najbardziej Cię zaskoczyło w Twoim “nowym życiu”?
AK: Myślę, że szybkość z jaką zdałem sobie sprawę, że istnieją alternatywne style życia. Wiele czasu zajęło mi podjęcie decyzji o wyjeździe. To była nadspodziewanie trudna decyzja. Jednak już po kilku dniach niepewności nie żałowałem jej ani przez chwilę.
Gdy zaczynałem trudno było mi znaleźć balans między podróżowaniem a pracą. Po latach pracy dla różnych firm, nagle nie masz szefa, kolegów z biura i nie czujesz tej biurowej presji. Na początku, sam wpędziłem się w kierat pracy biurowej pięć dni w tygodniu po osiem godzin. Z czasem, po lekturze kilku książek i artykułów znalazłem swój balans, to jest cztery dni pracy po pięć, sześć godzin. Piątki i weekendy z reguły mam wolne. Co najważniejsze, osiągam te same rezultaty co przy wcześniejszym stylu pracy.
To dzięki pracy mogę podróżować, więc oczywistym jest, że jest ona dla mnie najważniejsza. Praca na własny rachunek daje dużego kopa motywacyjnego.
MT: Praca na etacie gwarantuje comiesięczny przelew i względną stabilizację. Freelancerka to częstokroć nieregularne zlecenia. Jak sobie radzisz z tym problemem?
Może Cię zaskoczę, ale w moim przypadku nie jest to problem. Klienci sami do mnie przychodzą. Po latach pensji wypłacanej co miesiąc, trzeba się jednak przyzwyczaić do długofalowego planowania. A w momentach kryzysowych zalecany jest optymizm.
AK: Jakie są Twoje przeciętne wydatki na życie?
AK: Nie jestem osobą, która kolekcjonuje przedmioty i lubi wizyty w drogich restauracjach. Podróżuję tylko z bagażem podręcznym (8 kilo) i w ten sposób unikam dodatkowych opłat na lotniskach. Koszty zależą w dużej mierze od miejsca w którym przebywamy. Myślę, że przeciętnie wydaję około 1200 euro miesięcznie. Oczywiście, można żyć za więcej lub mniej, jednak to co najważniejsze w mojej pracy to dobry internet i spokój, dlatego też hostele odpadają. Generalnie im dłużej się podróżuje, tym większa potrzeba komfortu, więc i wydatki większe.
MT: Na jak długo zostajesz w danych miejscach? Czy jest jakaś reguła?
AK: Co raz to dłużej, choć ciągle uważam, że zbyt często się przemieszczam. Efekt wow znika z czasem. Nie mam ochoty zwiedzać kolejnych świątyń itp. Często wynajmuję pokój czy mieszkanie na co najmniej miesiąc. Wolę nawiązać kontakt z panią ze sklepu na rogu, niż zobaczyć kolejną “atrakcję”.
MT: Gdzie zazwyczaj pracujesz?
AK: Z tym bywa różnie. Pracowałem w kawiarniach, hotelach, wynajętych mieszkaniach, ale zdarzało mi się również odwiedzać przestrzenie coworkingowe.
MT: A jak jest z dostępem do internetu w podróży po Azji?
AK: Generalnie jest dobrze. Azja jest jednak ogromna, więc trudno generalizować. Jeśli jesteś na małej wyspie nie masz prawa oczekiwać za dużo. Są jednak co najmniej dwa kraje, które nie cieszą się dobrą renomą wśród osób pracujących zdalnie: Laos i Filipiny. Oba rejony wyróżnia słaba infrastruktura cyfrowa.
MT:Jakie umiejętności przydają się w wykonywaniu pracy rekrutera w zdalno - podróżniczym trybie?
AK: Oprócz dobrej organizacji czasu potrzebna jest wytrwałość, czyli to co potrzeba by rozwinąć dobrze funkcjonujący biznes. Realizowanie grafiku rozmów rekrutacyjnych to jedyny stały element mojego tygodnia pracy. To, że prowadzę taki, a nie inny styl życia, nie ma wpływu na moje umiejętności zawodowe. Pragnę jednak zaznaczyć, że jest jednak duża różnica pomiędzy byciem rekruterem, a prowadzeniem biznesu rekrutacyjnego.
MT: Czy zamierzasz gdzieś kiedyś osiąść i wrócić do pracy na etat?
AK: Jeśli bym musiał, to tak, ale na pewno nie jest to na mojej liście marzeń.
Wiele osób wyobraża sobie moje życie jako nigdy niekończące się wakacje. To zgoła mylne podejście. Zdarzają mi się klienci, którzy wycofują się na wieść, że jestem w Azji. Kandydaci życzący udanych wakacji to również zjawisko powszechne.
Moje życie od życia innych freelancerów różni się głównie tym, że mogę mieszkać tam gdzie chcę, co nie znaczy jednak, że mam więcej czasu wolnego niż inni i spędzam dni na nic nie robieniu.To zupełnie błędne wyobrażenie.
Jednocześnie samo bycie w “miejscach gdzie indziej” ma ogromny walor poznawczy. Wolność jaką daje praca na własny rachunek stawia przede mną wiele interesujących pytań odnośnie przyszłości, ale skłania też do refleksji nad konsekwencjami uprzednich wyborów.
MT: Jeszcze na koniec, gdzie najlepiej do tej pory żyło ci się i podróżowało? Jaki to kraj?
AK: Myślę, że Wietnam. To dość specyficzny kraj, pełen różnic kulturowych, które czasem prowadzą do niemałej frustracji. Pomimo tego, krajobrazy i niektóre wietnamskie miasta całkowicie skradły moje serce.
Jeśli natomiast miałbym się skupić tylko na podróżach, to wciąż czuję pewien niedosyt po mojej podróży po Indiach, od tej, od której wszystko się zaczęło. Na pewno muszę tam wrócić.

Tutaj znajdziecie link do bloga o podróżach Artura i jego partnerki.

Polskojęzyczne blogi traktujące o cyfrowych nomadach:

Komentarze